Teresa Rosati: Moja rodzina to moi najwięksi i najwierniejsi fani

Życie stawiało przed nią niesamowite wyzwania. Z wrodzonym sobie wdziękiem stawiała im czoła, wzbudzając jednocześnie podziw, zdumienie, sensację i zazdrość. O drodze do sukcesu w branży modowej w trudnych latach 90., o spotkaniu z królową Elżbietą II oraz o swoim debiucie opowiada Teresa Rosati, znana na całym świecie polska projektantka mody, Ambasadorka Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu.

 

 

Jest Pani absolwentką Wydziału Handlu Zagranicznego na SGPiS (dziś Szkoła Główna Handlowa) w Warszawie. Skąd więc pasja do mody i projektowania? Czy to prawda, że zainspirowała Panią wizyta królowej Elżbiety II w Polsce w 1996 roku?

Myślę, że moje zainteresowanie modą zaczęło się już w dzieciństwie. Jako mała dziewczynka uwielbiałam przyglądać się przygotowaniom mojej mamy na wieczorowe wyjścia, głównie na – tak wówczas popularne – bale karnawałowe. Do tej pory ze szczegółami pamiętam jej piękne suknie, ich kolory, rodzaje tkanin i przede wszystkim fasony. Były uszyte prawie wyłącznie z naturalnych jedwabi – krepy, tafty czy atłasu. Trochę później, w pierwszej klasie liceum, odkryłam w sobie pasję do projektowania. Fascynowały mnie tkaniny, z przyjemnością uczyłam się sztuki kroju i szycia na lekcjach tak zwanych prac ręcznych. Od tego czasu prawie wszystkie moje sukienki, spódnice, spodnie, kostiumy były mojego pomysłu i wykonania. Nie uważałam tego wówczas za szczególny dar, wydawało mi się, że takie zainteresowania mają również inne moje koleżanki. Tak więc inspiracją do zainteresowania się modą była moja mama i lekcje prac ręcznych w żeńskim liceum w Lublinie. Wizyta Królowej Elżbiety II – i związana z nią konieczność przygotowania sobie garderoby – była dla mnie nie lada wyzwaniem. Jako żona ministra spraw zagranicznych towarzyszyłam mężowi podczas większości wydarzeń związanych z tą wizytą: począwszy od powitania na dziedzińcu pałacu prezydenckiego, po towarzyszenie parze królewskiej w muzeach, operze, na lunchach i oficjalnych kolacjach. Moje próby skorzystania z pomocy jednego z najbardziej wówczas znanych polskich projektantów skończyły się fiaskiem, głównie ze względu na jego brak znajomości zasad protokołu dyplomatycznego, w tym przypadku dworskiego, i związanego z nim dress code’u. Jako absolwentka Wydziału Handlu Zagranicznego SGH znałam te wymogi. W ciągu niecałych dwóch tygodni musiałam samodzielnie skompletować wszystkie stylizacje: sukienki, kostiumy, płaszcze, kapelusze, rękawiczki oraz buty. Na oficjalne powitanie na dziedzińcu pałacu prezydenckiego zaprojektowałam płaszcz w pepitkę, kapelusz kanotier i obowiązkowo rękawiczki. Natomiast na oficjalne przyjęcie powitalne w pałacu prezydenckim – długą suknię z czarnej tafty i weluru. Były to intensywne dni pełne wydarzeń, spotkań i przyjęć, a moje stylizacje spotkały się z miłym odbiorem i komplementami ze strony zarówno polskich, jak i zagranicznych dyplomatów. Wtedy właśnie mój mąż zaczął namawiać mnie do tego, żebym profesjonalnie zajęła się projektowaniem. I tak powstała marka Studio Mody Teresa Rosati.

Jako projektantka zadebiutowała Pani w 1998 roku pokazem w warszawskiej Zachęcie. Jak wspomina Pani swój debiut? Czy jest coś, co zrobiłaby Pani inaczej?

Debiut w galerii Zachęta był dla mnie ogromnym przeżyciem. Czułam niepokój, nie wiedziałam, jak będzie odebrany przez zaproszonych gości, dziennikarzy, w tym przedstawicieli czołowych pism kobiecych. Przygotowałam kolekcje uszyte wyłącznie z polskich tkanin, głównie jedwabi z Milanówka. Byłam zaskoczona entuzjastycznym przyjęciem mojej kolekcji, bardzo pozytywnymi relacjami prasowymi na jej temat. Czy coś bym zmieniła? Chyba nie.

Od zawsze współpracowała Pani z najlepszymi polskimi modelkami. W Pani pokazach chodziły takie polskie top modelki, jak Bogna Sworowska, Ilona Felicjańska, Ewa Pacuła, Violetta Kołakowska czy Agnieszka Martyna. Korzystała Pani z agencji modelek czy osobiście zapraszała je Pani do współpracy?

Do grona tych wspaniałych, profesjonalnych modelek należy jeszcze dodać Joannę Horodyńską, Lidię Popiel i Olę Chaberek. Często osobiście zapraszałam je do współpracy, zwłaszcza te największe gwiazdy, potem razem z choreografami – Jarkiem Szado i Kasią Sokołowską – organizowaliśmy castingi, zapraszając wybrane modelki z różnych agencji. Na swoim koncie ma Pani pokazy mody nie tylko w Polsce, ale również w USA, m.in. w Los Angeles czy Nowym Jorku. To spełnienie marzeń niejednego projektanta. Pokazy swoich autorskich kolekcji miałam w tak prestiżowych miejscach, jak Galeria Zachęta, Teatr Wielki czy Arkady Kubickiego na Zamku Królewskim w Warszawie. Byłam też zapraszana z kolekcją na pokazy do Krakowa, Łodzi, Katowic, Poznania i Gdańska. Jeśli chodzi o pokazy kolekcji za granicą, to dostawałam zaproszenia z kilkunastu krajów od producentów i organizatorów różnych wydarzeń modowych, takich jak na przykład Fashion Week. Czułam się bardzo wyróżniona i dawało mi to ogromną satysfakcję, ale także siłę, by nie poddawać się w trudnych chwilach i dalej iść do przodu. A takich momentów było niemało. Szczególnie przykry był brak akceptacji w niektórych kręgach ówczesnego polskiego świata mody. Największe wrażenie, pod względem profesjonalizmu i przyjaznej atmosfery ze strony producentów i innych projektantów, zrobiły na mnie: Miami Fashion Week, gala pokazów włoskich domów mody w Mediolanie oraz J Autumn Fashion Show w Nowym Jorku i J Summer Fashion Show w Paryżu – spektakularne pokazy organizowane w niesamowitych sceneriach przez słynną producentkę i zarazem główną modelkę Jessicę Minh Anh. Bardzo miło wspominam też pokaz mojej kolekcji na Beverly Hills Fashion Festival w legendarnym Beverly Hilton Hotel (to tam odbywają się od lat gale rozdania Złotych Globów). Panowała tam niezwykle miła i przyjazna atmosfera, zwłaszcza na backstage’u ujęły mnie niezwykle ciepłe relacje między projektantami z wielu krajów świata. To od nich, w dniu pokazu, dowiedziałam się, że charytatywny BHF poprzedniego dnia w NBC News reklamował pokaz filmem z generalnej próby, pokazując wyłącznie jedną z moich kreacji (czerwona suknia z plisowanymi falbanami) i wywiadem ze mną. Nie mogę nie wspomnieć też o pięknej scenerii pokazów w Mediolanie, gdzie zostałam zaproszona jako zagraniczny gość specjalny włoskich domów mody, otrzymując specjalny dyplom i wyróżnienie.

Dla wielu kobiet jest Pani uosobieniem klasy i elegancji. Wzorem do naśladowania. Czy ciężka praca jest kluczem do osiągnięcia sukcesu? Czuje się Pani projektantką własnego sukcesu?

To bardzo miłe, co Pani mówi. Dziękuję. Tak, swoją pozycję w świecie mody osiągnęłam ciężką pracą. Siłę w pokonywaniu wielu przeszkód i trudności, zwłaszcza na polskim rynku modowym, dały mi zarówno moja wielka pasja i miłość do mody, jak i wsparcie ze strony męża, syna i córki. Moja rodzina to moi najwięksi i najwierniejsi fani. No i wielka odwaga, bo dzisiaj po ponad dwudziestu latach doświadczeń nie wiem, czy zdecydowałabym się na to raz jeszcze. Odpowiadając na pytanie – tak, czuję się projektantką własnego sukcesu!

Czy spotkała się Pani kiedykolwiek z zarzutami, że swoją markę zbudowała dzięki nazwisku męża?

Tak, spotkałam się z takimi opiniami, dochodziły do mnie kuluarowe plotki, ale również nieprzychylne komentarze niektórych dziennikarzy czy stylistów, świadczące z reguły o braku rzetelnej wiedzy o moich kolekcjach i sukcesach. Muszę z przykrością stwierdzić, że na polskim rynku mody moje nazwisko chyba bardziej mi szkodziło, niż pomagało. Niektórzy – nie mając zapewne pojęcia o mojej modowej pasji i aktywności – określali moją działalność jako fanaberię byłej ministrowej.

Co dziś, po latach istnienia na polskim rynku mody, jest dla Pani wyznacznikiem i miarą sukcesu?

Wyznacznikiem i miarą mojego sukcesu są przede wszystkim pokazy kolekcji w najbardziej prestiżowych miejscach w Warszawie, takich jak Teatr Wielki, Zamek Królewski czy Pałac Łazienkowski. Miejsca, których gospodarze nie tylko z przyjemnością mnie gościli, ale również udostępniali mi swoje najbardziej reprezentacyjne sale. Miło było od nich usłyszeć – poza gratulacjami po zakończonym pokazie – zaproszenie na kolejny rok. Wyznacznikiem sukcesu były i wciąż są zaproszenia zagraniczne. Do dziś dostaję wiadomości rozpoczynające się od słów: „Obejrzeliśmy Twoje kolekcje w Internecie, chcielibyśmy, żebyś jako przedstawiciel Polski wzięła udział w naszym Fashion Week lub innym międzynarodowym wydarzeniu modowym”. Miło jest też przeczytać o swojej kolekcji w prestiżowych zagranicznych magazynach mody – „Elle”, „Vouge” czy lifestyle’owym „Hollywood Life Report”. Cieszą też bardzo takie nagrody, jak Złota Super Pętelka Polskiej Akademii Mody, Złoty Wieszak, Nagroda Specjalna za całokształt Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu, Gracja Akademii Dobrego Stylu Klubu Integracji Europejskiej, otrzymane tytuły Kobiety Wybitnej, Kobiety Szlachetnej i wiele innych.

Każda kobieta ma swoją osobowość, swój indywidualny charakter. Jak ubrać kobietę, żeby jej nie przebrać? Na co należy zwrócić uwagę przy projektowaniu konkretnej kreacji na indywidualne zamówienie?

Przy projektowaniu dużą uwagę zwracam na osobowość i indywidualny charakter osoby. Zawsze staram się podkreślić jej kobiecość i walory, a ukryć ewentualne niedoskonałości. Bardzo ważny jest również rodzaj pracy wykonywany przez klientkę, jej stanowisko, a także środowisko, w którym się obraca. Nie staram się na siłę przekonywać do nielubianych kolorów czy rodzajów tkanin, tylko dlatego, że są one hitem w bieżącym sezonie. Kobieta musi czuć się dobrze i komfortowo, nie może czuć się przebrana. Zdarzało się, że oczekiwania klientki odbiegały zasadniczo od tego, co uważałam za właściwy styl i elegancję, rezygnowałam ze współpracy i radziłam wizytę u dobrej krawcowej.

Czy Pani córka, Weronika, chętnie pokazuje się w Pani kreacjach? Lubi Pani dla niej projektować?

Tak, moja córka lubi pokazywać się w moich kreacjach. Jest przecież moją najwierniejszą fanką. Choć nie zawsze tak było. Dawniej trochę różniłyśmy się w spojrzeniu na modę. Były to czasy, kiedy poszukiwała własnego stylu, i słusznie. Myślę, że teraz łatwiej jest nam dojść do porozumienia, znaleźć kompromis. A czy lubię? Tak, bardzo, jeśli tylko nie zaskakuje mnie na dwa dni przed wyjściem na tak zwany czerwony dywan. I gdy znajdzie czas przynajmniej na jedną miarę, co nie zdarza się często. Nie zapomnę wyzwania, jakie mi rzuciła, gdy była w Los Angeles. Poprosiła mnie, abym zaprojektowała i uszyła kreację na jedno z najbardziej prestiżowych oscarowych afterparty, które co roku organizuje fundacja Eltona Johna. Musiała to być kreacja spektakularna i musiała dotrzeć do Hollywood na czas! A miałam na to wszystko tylko dziesięć dni. Jednak największym moim zawodowym sukcesem były dwie suknie mojego autorstwa dla córki Weroniki na Festiwal Filmowy w Wenecji we wrześniu ubiegłego roku. Wystąpiła w nich na premierze filmu Małgorzaty Szumowskiej nominowanego do Nagrody Głównej oraz na Gali Finałowej Festiwalu. Obie kreacje Weroniki – aktorki jednej z głównych ról filmu – znalazły się w gronie dziesięciu najpiękniejszych sukni całego Festiwalu.

Jakimi wartościami kieruje się Pani w swoim życiu?

Uczciwość, lojalność i wrażliwość wobec drugiego człowieka.

W życiu ma Pani wszystko skrzętnie zaplanowane. Czy pozwala sobie Pani na spontaniczność i daje się czasami ponieść chwili?

Bliżej mi do spontaniczności. Nie mam problemu ze zmianą planów, w ciągu paru minut jestem w stanie podjąć naprawdę szalone decyzje. Tak właśnie zareagowałam na telefon od Weroniki, która dzwoniąc z Włoch, powiedziała: „Mamo, pomyliłam walizki, czy możesz dziś wieczorem przylecieć do Rzymu? Stawiam bilet, hotel i superkolację. I przywieź mi tę właściwą, bo jutro lecę do Los Angeles”. I tak spędziłam naprawdę uroczy wieczór w Rzymie. A następnego dnia powrót do Warszawy. Podobnie było w zeszłym roku, gdy okazało się, że w ostatniej chwili odwołano jej plan zdjęciowy. Dzięki temu mogła polecieć na festiwal filmowy w Taorminie na Sycylii, na premierę swojego amerykańskiego filmu. Poleciałyśmy razem z jej półtoraroczną córeczką i był to cudowny czas. Poznałam jeden z najpiękniejszych zakątków na świecie. Producenci filmu zadbali, żeby ten krótki pobyt pozostawił w nas miłe wspomnienia.

Co, według Pani, jest największą siłą kobiet? W czym jesteśmy lepsze od mężczyzn?

Odwaga, energia, wytrwałość i cierpliwość w dążeniu do realizowania swoich marzeń i pasji.

Czego życzyłaby Pani naszym Czytelniczkom?

Nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń – jeśli tylko podąża się za swoją pasją. Jestem tego najlepszym przykładem!

Czego powinnam Pani życzyć?

Zdrowia, spokoju i nieustającej miłości najbliższych oraz szczęścia i spełnienia marzeń dla dzieci i wnuków!

Rozmawiała: Ilona Adamska

One thought on “Teresa Rosati: Moja rodzina to moi najwięksi i najwierniejsi fani”

  1. Wspaniały wywiad! Pani Tereso, ukłon w Pani stronę! Poradziła sobie Pani z wieloma trudnościami i się nie poddała a to były zupełnie inne czasy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *